Leżę na plecach z oczami skierowanymi w stronę sufitu.
Powinnam już dawno spać ale milion myśli krąży wokół mojej głowy. Słyszę jak Jezz
wchodzi do pokoju i kładzie się przy moim łóżku. Kocham tego psa. Zawsze wie
jaki jest mój stan. Prawdę mówiąc, bardziej opiekuje się mną on, niż ja nim.
Uśmiecham się sama do siebie i przekręcam się na bok.
Rano budzi mnie dźwięk stłuczonego szkła. Jezz zrywa się i
biegnie do drzwi. Są zamknięte bo zaczyna skomleć. Wstaje powolnie i idę
otworzyć drzwi.
- Tato? – mówię po czym pociągam za klamkę. Pies wybiega
jako pierwszy. Zawsze jest przede mną. To prawdziwy skarb, którego nie mogę
stracić.
- Skarbie nic się nie stało. Wracaj do łóżka. – mówi. Odkąd
mamy nie ma stał się trochę niezdarny. Szczególnie w kuchni. Śmieje się pod
nosem po czym wracam do pokoju. Otwieram okno. Czuję jak wiatr muska moje
ciało. To takie przyjemne. Na zewnątrz słychać gwar samochodów i ciężarówek, a
nawet sąsiadkę krzyczącą na swojego kota. Otwieram szafę w poszukiwaniu
spodenek i jakiejś bluzki. Ostatecznie sięgam jednak po dżinsy i coś zwiewnego.
Udaję się do łazienki gdzie biorę prysznic, myję zęby i ubieram się. Rezygnuje
ze śniadania, które prawdopodobnie zjem w szkole. Uciekam szybko, żeby babcia
nie słyszała jak wychodzę bez zjedzenia pierwszego i najważniejszego posiłku.
Chwytam torbę z książkami i klucze. Tata zdążył już wyjść kiedy byłam w
łazience. Sporo czasu spędza w pracy. Często nie mamy dla siebie ani chwili.
Trochę mnie to smuci ale rozumiem go. Mama zmarła osiem lat temu. Ojciec popadł
w alkoholizm. To były dla nas obojga trudne chwile. Mieszkałam przez ten czas z
babcią póki nie postawiła mu ultimatum. Ostatecznie wszystko się ułożyło, ona
wprowadziła się do nas i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Brakuje mi
mamy ale muszę się z pogodzić z tym, że jej już nie zobaczę. Zanim się
orientuje jestem już przed szkołą. Raz, dwa, trzy. Liczę własne kroki. Wchodzę
do budynku równo z rozbrzmiewającym na korytarzu dzwonkiem. Pośpiesznie idę do
klasy. Nie mogę uwierzyć, że to już ostatni dzień przed zakończeniem. Siadam
razem z Elaine w jednej ławce.
- Dzisiaj impreza przed zakończeniem kochana. – mówi
szeptem. Wiem o tym. Lubi mi przypominać różne rzeczy, a o tym wydarzeniu
informuje mnie od miesiąca. I to wcale nie dlatego, że jestem do niego
sceptycznie nastawiona i nie chcę iść. Impreza na zakończenie ma się odbyć w
domu u Michaela.
- Nie będę się powtarzać. – mówię poważnie i próbuje posłać
jej spojrzenie mówiące „odpuść sobie”. Niestety zdaje sobie sprawę z tego, że
jeśli się tam nie pojawię osobiście po mnie przyjedzie. Dba o mnie i
przyjaźnimy się od dzieciństwa. Jest dla mnie jak siostra tylko czasami
niemiłosiernie mnie irytuje, jak na przykład teraz. Nie lubię gdy ktoś na mnie
naciska.
- Nie daj się prosić. Inaczej wyślę po Ciebie Jaydena. –
mówi i szczypie mnie w ramie, a ja zamieram. Nie zrobi tego. Nie byłaby w
stanie. Domyślam się, że planowała to sobie od dawna.
- Dobra. Przyjdę. Tylko już daj mi święty spokój. – odpowiadam.
Zagrała bardzo niesprawiedliwie. Nigdy nie myślałam, że użyje go jako groźby.
Odwracam głowę i nie mam zamiaru dalej z nią dyskutować. Wszystkie jej imprezy
zazwyczaj kończą się tak samo. Albo jakąś bójką albo kłótnią. Zawsze pojawia
się sporo osób. Nawet spoza szkoły. Na innych nie bywałam często. Sporadycznie
zgadzałam się na przyjście tylko dlatego żeby odpuściła. Zajęcia szybko mijają.
Wychodząc ze szkoły słyszę rozmowy na temat imprezy. Już mam dość, a nawet się
jeszcze nie zaczęła. Przecząco kiwam głową i idę na przestanek. Wsiadam do
autobusu i kilka minut później jestem pod domem. Jedyny plus mieszkania w
kamienicy położonej w centrum. Jednym z wielu minusów jest wchodzenie na
trzecie piętro. Cisza w domu oznacza, że tata będzie dzisiaj późno. Znów. Nie
dziwi mnie to aczkolwiek miałam nadzieje, że będę miała wymówkę by nie iść do
przyjaciółki. Włączam radio i zaczynam zastanawiać się co dzisiaj będzie na
obiad bo aktualnie jestem głodna. W tej chwili do mieszkania wraca babcia.
- O już wróciłaś słońce. Zaraz coś przygotuje, co powiesz na
rybę? – pyta chociaż wie, że uwielbiam ryby. Podchodzę do niej i ją przytulam. W
tym czasie mój telefon się odzywa. Elaine upewnia się czy przychodzę i z
triumfem w głosie rozłącza się. Wybieram sobie sukienkę na dzisiejszy wieczór.
Zakładam coś lekkiego i wygodnego. Zastanawiam się czy związać włosy ale
rezygnuje z tego pomysłu. Maluje rzęsy tuszem, a usta pomadką. Informuje babcię,
że będę późno i żeby przekazała tacie tę informacje, inaczej wpadnie w panikę
jak ma w zwyczaju.
Na miejscu próbuje odnaleźć organizatorkę ale to ona
znajduje mnie. Przytula mnie i prowadzi do ogrodu. Muzyka uderza we mnie dość
gwałtownie. Ledwo da się usłyszeć kogokolwiek stojącego obok. Siadam na ławce i
czekam. Po chwili przynosi mi coś do picia. Upijam łyk i posyłam jej groźne
spojrzenie. Wie, że nie piję, więc czemu w ogóle mi to podała. Zanim zdążę coś
powiedzieć, przerywa mi:
- To było moje. Przepraszam. – wyjaśnia a wywracam oczami.
Siada obok mnie. Opowiada kto przyszedł bez zbędnych szczegółów. Wyciąga mnie
do tańca. Po kilku minutach jej marudzenia daje się namówić. Tańczymy w rytm
muzyki śmiejąc się i wymieniając kilka zdań. Chwilę potem robi się dziwnie
cicho. Chyba ktoś mi ją porwał. Nie potrafię jej odnaleźć. Już mam ruszać w
stronę ławki kiedy czuje czyjąś dłoń na mojej talii a ciepły oddech przy uchu.
Tylko nie to.
- Cześć piękna. – wita się głębokim tonem. To nie Jayden.
Nie ukrywam, że serce zaczyna mi mocniej bić. Nie do końca wiem co mam robić.
Odwraca mnie w swoją stronę. – Jestem Bryan. – przedstawia się. Zanim zdąży coś
jeszcze powiedzieć odsuwam się. Nie wiem jak wygląda. Wszystko wydaje się takie
beznadziejne. Ta sytuacja zaczyna mnie męczyć…
- Przepraszam... – mówię po czym się odwracam. Zawsze tak
będzie? Tak ciemno? Nie będę w stanie zobaczyć czegokolwiek ani kogokolwiek?
Czemu to akurat spotkało mnie? Czym sobie na to zasłużyłam. Widzę tylko
ciemność i tak pozostanie bo jestem niewidoma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz